|
Wojenne tajemnice - WARSZAWA i OKOLICE Stroroom WERTTREW'a
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
oelka
Moderator
Dołączył: 17 Gru 2006
Posty: 1303
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/7 Skąd: MDM Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 22:31, 11 Maj 2008 Temat postu: Widmo szpitala krąży po Otwocku |
|
|
Artykul w Gazecie Wyborczej na temat Wojskowego Szpitala Przeciwgruźliczego w Otwocku. Rzecz jest jednak szersza niz sam modernistyczny budynek zaprojektowany Edgara Norwertha. Dotyczy ochrony budynkow zabytkowych.
[link widoczny dla zalogowanych]
Widmo szpitala krąży po Otwocku
Witold Gadomski GAZETA WYBORCZA
2008-05-09, ostatnia aktualizacja 2008-05-09 20:50
Spółka, która kupiła poszpitalny budynek pod Warszawą, może go przeznaczyć tylko na szpital. Ale nie może go przeznaczyć na szpital, bo to zabytek. Musi go wyremontować - i niech stoi pusty
Wojskowy Szpital Przeciwgruźliczy w Otwocku był piękny. Położony wśród lasów przypominał luksusowy pensjonat.
Plany szpitala na 120 łóżek opracował architekt Edgar Norwerth. Budowę rozpoczęto w październiku 1933 r., a 2 maja 1935 r. przybyli pierwsi kuracjusze.
Gruźlicę leczono - zgodnie z zaleceniami XIX-wiecznego niemieckiego lekarza Petera Dettweilera - kuracją klimatyczną i kaloryczną dietą. Chory powinien co najmniej pięć godzin dziennie spacerować albo leżakować na świeżym powietrzu, wystawiając się intensywnie na działanie słońca. Temu służyły nasłonecznione tarasy, które w szpitalu zajmowały blisko jedną trzecią powierzchni budynku.
Te tarasy mają kluczowe znaczenie dla obecnych problemów szpitala. Dziś żaden lekarz nie zaleca gruźlikom słońca. Ba, promienie ultrafioletowe uważa się za szkodliwe dla pacjentów. Dlatego obszerne tarasy są dziś zupełnie zbędne.
Szpital mój ogromny
W 1999 r. szpital został zamknięty. Gruźlica przestała być w Polsce chorobą powszechną, nie opłacało się więc utrzymywanie w połowie pustego obiektu. Radykalnie zmieniły się też poglądy na terapię przeciwgruźliczą. Szpital przejęła Agencja Mienia Wojskowego i wystawiła na sprzedaż. Cały obiekt obejmował 23 budynki i cztery zabudowania o łącznej powierzchni użytkowej 7706 m kw., do czego dochodziła zalesiona działka o powierzchni 12,6824 ha.
W czerwcu 2002 r. odbył się pierwszy przetarg. Nie znalazł się chętny, by kupić obiekt za 15,9 mln zł. Po miesiącu obniżono cenę wywoławczą do 11,9 mln zł. Znowu nic. Dopiero za trzecim razem Agencja znalazła chętnego, któremu w grudniu 2004 r. sprzedała obiekt za 6,2 mln zł. Inwestorem była spółka Europejskie Centrum Zdrowia "Otwock" (ECZ).
Na pierwszy rzut oka spółka kupiła szpital bardzo tanio. Musiała jednak spełnić kilka warunków. Najważniejszy: obiekt musi być przeznaczony na szpital. Usługi medyczne to biznes, którym w Polsce coraz częściej interesuje się kapitał zagraniczny. Wprawdzie obarczony jest dużą niepewnością - zyski będą zależały od kierunku reformy służby zdrowia - ale najwyraźniej inwestorzy uważają, że ryzyko się opłaci.
- ECZ to spółka z wyłącznie polskim kapitałem - mówi dyrektor Grzegorz Ostrowski. - Mamy doświadczenie w branży medycznej i chcemy poszerzać nasz udział w rynku. Wzięliśmy kredyt i zaryzykowaliśmy. Chcieliśmy uciec konkurencji firm zagranicznych.
Spółka zamierzała stworzyć nowoczesny szpital na 120 łóżek, z oddziałami: kardiologicznym, onkologicznym i okulistycznym.
- Czy pan wie, że w województwie mazowieckim po prawej stronie Wisły nie ma żadnego ośrodka onkologicznego z prawdziwego zdarzenia? - pyta Ostrowski. - Nasz szpital będzie dostępny dla wszystkich, gdyż liczymy na podpisanie umowy z NFZ.
Jednakże szpital nie spełnia dzisiejszych norm. Ot, choćby przed wojną sala operacyjna musiała mieć minimum 10 m kw., dziś - 36 m. Przed wojną nie było żadnych norm dotyczących poruszania się po szpitalu personelu i pacjentów, transportu chorych, sprzętu - dziś sprawy te regulują tysiące przepisów. Ich liczba jeszcze wzrosła po wejściu Polski do UE.
Właściciele ECZ zdawali sobie sprawę, że budynek wymaga poważnego remontu i przebudowy. Z większości pomysłów zrezygnowali, nie chcąc ingerować w architekturę. Pozostały dwie poważne przeróbki, bez których szpital nie ruszy. Inwestor chce oszklić tarasy i łącznik pomiędzy głównym budynkiem a sąsiednim, w którym kiedyś znajdowała się apteka. Zamierza też zbudować nowy podjazd dla karetek. Zyska dodatkową powierzchnię i spełni wymogi sanepidu.
Przeszkodą dla tych planów okazała się zabytkowa wartość budynku.
Czy Norwerth był wielki?
Projektant głównego budynku Edgar Norwerth urodził się w 1884 r. pod Genewą. Studiował, a potem przez wiele lat pracował w Rosji. W 1924 r. przyjechał do Warszawy, gdzie stworzył kilka ważnych projektów. Najbardziej znanym jest kompleks Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego (obecnie AWF) na warszawskich Bielanach.
Dziś znany jest tylko w Polsce i Rosji, gdzie uchodzi za wybitnego konstruktywistę. Próżno szukać o nim informacji w zachodnich encyklopediach. Nie ma go też w polskich podręcznikach historii architektury.
Jego nazwisko nie robi większego wrażenia na Michale Borowskim, który do niedawna pełnił funkcję naczelnego architekta Warszawy. - Polska miała przed wojną wybitnych architektów - mówi. - Norwerth był jednym z wielu.
- Norwerth to bez wątpienia architekt na skalę europejską - uważa prof. Jerzy Malinowski z Instytutu Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa UMK w Toruniu, promotor pracy doktorskiej o architekcie. - To, że nie jest znany na Zachodzie, o niczym nie świadczy. My, Polacy, powinniśmy go szczególnie doceniać.
Projekt szpitala w Otwocku jest wzorowany na sanatorium gruźliczym w Paimio zaprojektowanym przez wybitnego fińskiego modernistę Alvara Aalto. Niektórzy twierdzą, że szpital otwocki to kopia dzieła z Paimio.
Sanatorium w Paimio, które budzi podziw w całej Europie, było wielokrotnie przebudowywane. Pierwsze zmiany akceptował sam Aalto. Budynek do dziś jest szpitalem. Oszklono jego tarasy.
Spór o wielkość Norwertha ma dla ECZ znaczenie zasadnicze. Jeżeli był bardzo wybitny, to jego dzieła zasługują na szczególną ochronę i nie mogą być przebudowane. Jeżeli tylko trochę, to można je przystosować do warunków współczesnych.
- Ten budynek w ogóle nie nadaje się dziś na szpital - mówi Tomasz Śleboda z Krajowego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków, autor pracy o Norwercie. - Każda przeróbka zniszczy tę wspaniałą architekturę, zupełnie unikalną na skalę europejską. Tutaj może być sanatorium, hotel, ale nie szpital.
Być może, ale Agencja Mienia Wojskowego sprzedała obiekt pod warunkiem, że będzie się w nim mieścił szpital właśnie.
Co konserwator, to opinia
- Do głowy nam nie przyszło, że naszym głównym problemem okaże się zabytkowa architektura budynku - mówi dyrektor Ostrowski. - Przejęliśmy obiekt w fatalnym stanie. Po zamknięciu szpitala ciężarówki wywoziły wszystko, co miało jakąkolwiek wartość - armaturę łazienkową, kafelki, nawet rynny.
Od kilku lat szpital jest nieogrzewany, bo ukradziono kaloryfery i zdewastowano piec kotłowni. Budynek nieogrzewany szybko niszczeje - zarasta pleśnią, odpadają tynki. Resztę zrobili miejscowi złodzieje i poszukiwacze złomu.
- Wielokrotnie prosiliśmy policję o interwencję - mówi Ostrowski. - Usłyszeliśmy, że szpital położony jest w części Otwocka szczególnie narażonej na kradzieże i nic się nie da zrobić.
Spółka prowadziła negocjacje z sanepidem, który wycofał część zastrzeżeń. Inne trzeba spełnić, bo wymagania sanepidu to nie widzimisię - tu chodzi o życie i zdrowie pacjentów.
Decyzja, co jest dziełem sztuki i podlega ochronie (w myśl ustawy o ochronie zabytków z 2003 r.), a co nim nie jest, to sprawa uznaniowa. Gdy ECZ kupowało szpital w Otwocku, nie był on wpisany do rejestru zabytków. Został wpisany dopiero w styczniu 2006 r. Na wszelki wypadek spółka postanowiła jednak sprawdzić, czy mazowiecki wojewódzki konserwator zabytków nie ma nic przeciwko adaptacji obiektu do nowych potrzeb. 4 lutego 2005 r. złożyła prośbę o "akceptację możliwości remontu zgodnie z przedstawionym projektem koncepcyjnym". Do wniosku dołączono spis planowanych przeróbek. Zaledwie trzy tygodnie później, 21 lutego, konserwator odpowiedział pozytywnie, dając ECZ zielone światło dla kontynuowania prac. W całej tej historii był to pierwszy i ostatni przypadek, gdy urząd dotrzymał terminów określonych w kodeksie postępowania administracyjnego, kpa.
Władze Otwocka od początku miały do projektu stosunek entuzjastyczny - szpital miał zatrudniać 200 osób, z czego połowę mogli stanowić miejscowi. Spółka, mając wstępną zgodę konserwatora, zleciła sporządzenie projektu architektonicznego biuru projektowemu z Gliwic. I to był błąd. Biuro miało wprawdzie doświadczenie w przeróbce budynków modernistycznych, których na Śląsku nie brakuje, ale nie znało warszawskich realiów.
- Kryteria oceny projektów są płynne - mówi Michał Borowski. - To, co dla jednego konserwatora jest niedopuszczalną ingerencją w projekt chroniony wpisem do rejestru zabytków, dla innego jest całkowicie do przyjęcia. Sam znam kilka podobnych przypadków w Warszawie. Spółka powinna była od początku zatrudnić konsultanta z odpowiednim autorytetem i tytułami naukowymi, który pomógłby przekonać decydentów do projektu i uzgodnić rozwiązanie kompromisowe.
- Przyznaję, że popełniliśmy błąd, nie doceniając zastrzeżeń konserwatorów - mówi Ostrowski. - Wydawało mi się, że jesteśmy wystarczająco poważnym inwestorem, by urzędnicy respektowali wobec nas przynajmniej przepisy kpa.
Martwy punkt
Artykuł 35 kpa głosi, że urzędnik musi załatwić wniosek petenta nie później niż w ciągu miesiąca, a sprawę szczególnie skomplikowaną - do dwóch miesięcy. Pozytywnie lub odmownie - ale nie może milczeć. Tymczasem biuro architektoniczne wynajęte przez ECZ wysłało 18 sierpnia 2005 r. do konserwatora wojewódzkiego pismo z prośbą o określenie wytycznych projektowych dla przewidywanych robót. Wysłało też pismo do urzędu miejskiego o wydanie warunków zabudowy i zagospodarowania terenu. Potem odbywały się kolejne wizje lokalne, spotkania robocze. Dopiero 31 maja 2006 r. przyszła odpowiedź od konserwatora. Była pozytywna - przedstawiony projekt został uzgodniony. Na tej podstawie trzy tygodnie później prezydent Otwocka wydał decyzję ustalającą warunki zabudowy. W spółce zapanowała euforia. Wydawało się, że roboty wkrótce ruszą pełną parą.
Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Uzgodnienie projektu przez konserwatora i decyzja ustalająca warunki zabudowy to dopiero połowa procedury biurokratycznej. Konserwator stwierdził, że ogólnie rzecz biorąc, zgadza się na przebudowę budynku. Ale diabeł tkwi w szczegółach.
W kwietniu 2007 r. spółka wysyła do konserwatora wniosek o akceptację tych szczegółów. Czeka ponad trzy miesiące. W sierpniu 2007 r. otrzymuje decyzję odmowną.
- Sprawa ciągnie się stanowczo za długo - mówi wiceminister Tomasz Merta, który pełni funkcję Generalnego Konserwatora Zabytków. Dodaje jednak, że terminy określone w KPA nie zostały przekroczone, gdyż czas na sporządzanie ekspertyz wydłuża bieg spraw.
Prawdziwym pechem dla ECZ była zmiana na stanowisku mazowieckiego wojewódzkiego konserwatora zabytków. W maju 2007 r. została nim architekt Barbara Jezierska. Jej poprzednicy - Ryszard Głowacz i Maciej Czeredys - mieli zdaniem warszawskich architektów bardziej liberalne podejście do zabytków. Jezierska uznała, że czas skończyć z samowolą.
- Nie mam zastrzeżeń do pracy pani Jezierskiej - mówi Jacek Kozłowski, od trzech miesięcy wojewoda mazowiecki. - Ze sprawami, którymi się ona zajmuje, mam rzadko do czynienia, ale wydaje mi się osobą bardzo kompetentną.
- To dlaczego - pytam - poprzedni konserwator dał wstępne pozwolenie na przebudowę, a od roku sprawa znów utkwiła w martwym punkcie?
- To, że poprzedni konserwatorzy skłonni byli zgodzić się na przebudowę zabytku, może oznaczać, że to oni popełnili pomyłkę - odpowiada wojewoda.
Spółka odwołała się od decyzji i czeka. Mijają kolejne miesiące, kolejne narady, wizje lokalne... Urzędnicy robią wszystko, by ją zniechęcić do inwestycji. Departament ochrony zabytków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego przysyła opinię, w której dowodzi, że eksploatacja budynku będzie... nieekonomiczna. Najwyraźniej urzędnicy z ministerstwa zajmującego się kulturą lepiej od biznesmenów wiedzą, co się spółce opłaca, a co nie.
Paragraf 22
- Czy pani widzi jakieś rozwiązanie? - pytam Barbarę Jezierską.
- Inwestor w ogóle nie powinien planować urządzenia szpitala w tym obiekcie, bo on się do tego nie nadaje - odpowiada pani konserwator.
- Ale budynek nieużytkowany niszczeje.
- Inwestor ma obowiązek utrzymywać go w dobrym stanie. Jeśli tego zaniecha, zapłaci karę.
Przypomina to sytuację z powieści Josepha Hellera "Paragraf 22". Nie wolno przeznaczyć budynku na inne cele niż szpital. Ale nie wolno zrobić w nim szpitala, bo to zagraża jego wartościom zabytkowym. Wreszcie nie wolno dopuścić do jego dewastacji. Wychodzi na to, że spółka powinna zainwestować w ogrzewanie i renowację budynku, a następnie pozostawić go pustym.
- Oni kupili go bardzo tanio - mówi Jezierska. - Niech więc teraz nie narzekają.
- Czy to znaczy, że inwestor powinien ponieść koszty i zapomnieć o zyskach?
- Przecież im chodzi tylko o zyski, a nie o dobro zabytku - kończy rozmowę Jezierska.
Sporządzony przez gliwickie biuro projekt przebudowy szpitala podoba się Michałowi Borowskiemu. - Gdybym to ja miał podejmować decyzję, zaakceptowałbym go - mówi. - Przecież słynne sanatorium w Paimio też zostało przebudowane, a tarasy oszklono.
Projekt podoba się też Januszowi Palikotowi, posłowi PO kierującemu sejmową komisją, która ma uprościć przepisy prawne ograniczające przedsiębiorców. - Projekt wydaje mi się bardzo interesujący - stwierdza. - Nasza komisja na razie nie zajmuje się ustawą o ochronie zabytków, ale mam wiele sygnałów, że ta ustawa często jest barierą dla przedsiębiorców. Oczywiście musimy dbać o dobra kultury narodowej, ale ustawa pozostawia pole dla dowolnych interpretacji. Być może dobrym wyjściem byłoby sporządzenie dokładnej instrukcji - jakie zmiany w budynkach uznanych za zabytki są dopuszczalne, a jakie nie. Sytuacja, w jakiej znalazła się otwocka spółka, nie powinna mieć miejsca.
- Każda próba przebudowy dawnego szpitala w Otwocku będzie barbarzyństwem - uważa Tomasz Śleboda. - Proszę mi wierzyć, to perła, którą powinno się pokazywać studentom architektury.
- Ale kto tę perłę będzie oglądać, jeśli inwestor jej nie zagospodaruje? Przecież teraz budynek położony z dala od centrum miasta odwiedzają tylko złodziejaszki.
- To jest punkt widzenia inwestora - odpowiada Śleboda. - Mnie interesuje przede wszystkim wspaniała architektura, którą trzeba ocalić za wszelką cenę.
- Czy względy społeczne się nie liczą? - pytam Jacka Kozłowskiego. - Straty spółki to jej problem, ale może warto zadbać o miejsca pracy i nowy szpital?
- Wierzę, że kompromis uda się osiągnąć, ale inwestor powinien wykazać dobrą wolę, akceptując zastrzeżenia konserwatorów - odpowiada wojewoda.
W połowie kwietnia kolejna komisja konserwatorów odrzuciła możliwość zabudowy tarasów według projektu spółki.
Generalny Konserwator Zabytków może decyzję utrzymać lub przesłać do ponownego rozpatrzenia przez... konserwatora wojewódzkiego. - Mamy dosyć - mówi dyrektor Ostrowski. - Rezygnujemy z naszego pierwotnego projektu. Zrobimy tylko małą klinikę, a zamiast 200 ludzi, zatrudnimy 50.
Wygrała pani Jezierska i Norwerth. Przegrali pacjenci, którzy szukają onkologicznego szpitala i mieszkańcy Otwocka, którzy chętnie zatrudniliby się w szpitalu. Na razie obiekt jest wciąż pusty.
Nie ma tygodnia bez włamania do obiektu - zabytkowe rynny i rzygacze padają łupem poszukiwaczy złomu. Miejscowe pijaczki próbują uwić sobie gniazdko w dawnej kostnicy.
Zdjecie budynku:
[link widoczny dla zalogowanych]
Wizualizacja po przebudowie:
[link widoczny dla zalogowanych]
Krzysztof
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
agn102
Dołączył: 05 Maj 2008
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/7
|
Wysłany: Pią 0:30, 04 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
"- Każda próba przebudowy dawnego szpitala w Otwocku będzie barbarzyństwem - uważa Tomasz Śleboda. - Proszę mi wierzyć, to perła, którą powinno się pokazywać studentom architektury.
- Ale kto tę perłę będzie oglądać, jeśli inwestor jej nie zagospodaruje? Przecież teraz budynek położony z dala od centrum miasta odwiedzają tylko złodziejaszki.
- To jest punkt widzenia inwestora - odpowiada Śleboda. - Mnie interesuje przede wszystkim wspaniała architektura, którą trzeba ocalić za wszelką cenę"
No tak, będzie to kolejny otwocki zabytek architektury "ocalony" dzięki konserwtarowi........ Jest taki jeden w okolicach dworca kolejowego.......... Willa Julia.......... kiedyś perełka, coś pięknego, a dziś....
Proszę sobie wpisać w google "Otwock Willa Julia" i zobaczyć co z niej zostało, bo mnie nie wolno wysłać linka do aktualnych fotek......
Jeszcze kilkanaście lat temu można było coś z tej kiedyś pięknej willi wykrzesać, a dziś, strach do niej się zbliżyć....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|